Walentynki...
Czerwone szaleństwo... którego poniekad jesteśmy częścią... choć ja i Mr. Michu
staramy się, jakby to powiedzieć: keep it simple... wyjście do kina...
restauracja... no i oczywiście kartka z życzeniami, aby wypisać swoje uczucia o
których i tak bardzo dobrze wiemy... bez żadnych kwiatów, balonów, prezentów, ceregieli bo
przecież to święto komercyjne... Jest ono dla nas po prostu kolejnym pretekstem
do wyjścia.
W
tym roku postanowiłam jednak kupić prezent, ale dla nas obojga, na który przez
przypadek wpadłam przeglądając sklepy internetowe. Pomyślałam, że to nam się
przyda, i jednocześnie może stanowić jako tako hmmmm... prezent Walentynkowy :)